Kiedy wiem, że to wszystko ma sens
Rok temu nie sądziłam, że mogę do domu wbiegać z łzami wzruszenia po całym dniu wysiłku intelektualnego
Zapraszam na porcję luźnych przemyśleń z końcem kwietnia 2023.
Wielkie rzeczy
Zaczynam pisać ten post, kiedy słucham podkastu “Obywatelstwo” Wojciecha Engelkinga z prof. Adamem Bodnarem. Poniżej go Wam wklejam z poleceniem i prośbą o przesłuchanie.
Zanim zacznę mówić emocjonalnie, chcę nałożyć na tę wypowiedź pewną soczewkę mojej feministycznej krytyki. (To tylko moja obserwacja, niepoparta analizą ilościową. Miejmy nadzieję, że się mylę). Ubolewam, że do podcastów o dużych sprawach zapraszane są kobiety tylko wtedy, kiedy robią wielkie rzeczy. Już tłumaczę.
Z racji mojego bacznego obserwowania działalności Adama Bodnara jako mojego wzoru działania w imię praw człowieka, słucham regularnie jego autorskiego podcastu. Profesorze, dziękuję za SMSową polecajkę, przysięgam, że naprawdę słucham Pańskiej publicystyczno-eksperckiej twórczości na bieżąco.
Chciałabym, żeby takie bohaterki życia obywatelskiego jak Zuzanna Rudzińska-Bluszcz były zapraszane do całego mnóstwa programów, które pamiętają o niej nie tylko wtedy, kiedy ma tzw. “pretekst komunikacyjny” w postaci wspomnianych rzeczy wielkich. Bo podcast z mecenaską powstał wokół organizowanego przez jej wspaniałą organizację - bo polski oddział ClientEarth, głos rzecznictwa klimatycznego z najprawdziwszego zdarzenia - Tygodnia Klimatycznego.
Marzy mi się, by takie bohaterki miały czas, by rozmawiać o ideach wielkich, a nie wyłącznie urabiać się po pachy i opowiadać o swoich działaniach, a każde swoje wystąpienie medialne skupiały wokół interesów swoich organizacji. Widzę Was, fighterki, i chcę wiedzieć, co myślicie o ideach wielkich. Co Was motywuje, by tu żyć? Czemu jeszcze nie odpuściłyście? Czy kochacie ten kraj? A może go nie znosicie tak bardzo, że jedynym rozwiązaniem dziś jest, by go zmieniać?
Lubię dlatego podkast “Tygodnika Powszechnego”, “Własny pokój”. I trochę za Virginią Woolf: chciałabym, by w przestrzeni publicznej kobiety, osoby AFAB, miały swoją przestrzeń tak samo jak ten własny pokój w swojej przestrzeni prywatnej. Polecam Wam ten powyższy, z aktorką, Dorotą Pomykałą.
Mam zatem nadzieję, że mecenaska, prezeska Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, obchodzi dziś swoje urodziny hucznie, jeśli ma tylko na to ochotę i siłę. Bo kieruje swoją organizacją w sposób imponujący i jak każda z nas, zasługuje na odpoczynek, radość, czas dla siebie.
Kliknijcie, by dowiedzieć się, co w klimatycznym rzecznictwie w Client Earth słychać.
…bo ja kocham
Mnie nikt o wielkie rzeczy, o patriotyzm, nie pyta. Nie narzekam. Sama sobie robię ku mówieniu o tym przestrzeń.
Tak, kocham ten kraj.
Czy będę we wtorek, 2 maja, machać flagą, pomaluję sobie na biało-czerwono policzki? Pewnie nie. Moją miłość wyrażam inaczej.
(Im dalej w las, tym bardziej czuję, że powinno mi być blisko do katolickiej lewicy. Nie z racji religii. Ja po prostu czuję, że obszar miłości - a ta jakoś naturalnie kojarzy mi się z obszarami religijnymi albo przynajmniej im bliskimi - jest moim głównym motorem do robienia czegokolwiek i być może dlatego aż tak intensywnie się w to wszystko angażuję).
Kiedy przypadkiem spotykam się z Sebastianem Słowińskim, z którym współpracuję przy Forum Przyszłości Kultury w Teatrze Powszechnym, w otoczeniu Uniwersytetu Warszawskiego, czuję, że to wszystko ma sens. To, że spotykam się z ludźmi, z którymi pracuję nad tworzeniem przestrzeni na rozmowę, w tych samych przestrzeniach, czuję, że to wszystko nabiera sensu. Choćbyśmy nie zgadzali się co do funkcjonalności (czy w naszej soczewce powinno znaleźć się państwo czy jednostka? Jak robić zmianę? Rozmawiać z “tym po drugiej stronie” czy za wszelką cenę unikać?), to mamy pewność: coś nas tutaj trzyma. Ja nazywam to “coś” patriotyzmem i robię to z pełną mocą.
Kocham moje studia, kocham to, że mogę rozmawiać z ludźmi o tym, co dla mnie najważniejsze. Kocham to, że moi nauczyciele akademiccy (i tu celowo używam formy maskulinatywu, bo w przeciwieństwie do szkoły, na uczelni, a przynajmniej na moim wydziale, w gronie moich nauczycieli dominują mężczyźni) widzą we mnie potencjał i chcą, bym próbowała i się rozwijała. Kocham to, że mamy podobne cele. Kocham to, że zatrudnia ich moje państwo i mimo wszystko właśnie dzięki temu mamy na uniwersytecie przestrzeń do rozmowy o tym, co dla nas najważniejsze.
…myślałem, że wracasz z randki
Wiosna kojarzy mi się z trzema rzeczami:
zmęczeniem
Wiosna to dla mnie czas ciepła, które istotnie, muska miło policzki pierwszymi prawdziwymi promykami słońca, ale także roztapia śnieg, a więc i odsłania wszystkie brudy, pozostałe po zimie. Jeśli też tak macie, to chyba możemy sobie zbić piątkę! I absolutnie przypomnieć o tym, że odpoczynek nam się także należy.
O zmęczeniu Polską pięknie - i iście przedwiosennie - napisała profesorka Iwona Kurz: jej tekst znajdziecie po kliknięciu TUTAJ, na stronie Dwutygodnika.
miłością
To pierwsza wiosna, kiedy czuję, że realnie wykorzystuję mój potencjał, bo wiem już, w czym będę się sprawdzać - ja jako ja. I myślę, że podobną miłość, jaką miewałam od kilku wiosen (czy to aby nie przypadkiem pierwsza wiosna od kilku lat, kiedy jestem singielką?!), kieruję wobec siebie, ale przede wszystkim wobec świata. I wcale się nie dziwię mojemu wspaniałemu pracowemu koledze, Michałowi Szymko, kiedy mówi “oglądałem to story i myślałem, że wracasz z randki, taka szczęśliwa”. Mówi o jednym z moich selfie z drogi, kiedy mam zaróżowione policzki i nawet widać ten mój jeden dołeczek. Wracałam wtedy z seminarium. Miałam randkę… z wieloma myślami.
Rok temu, kiedy zdiagnozowano u mnie depresję, nie sądziłam, że kiedykolwiek ponownie powitam Zuzę, zafascynowaną nauką i światem, na nowo. Z perspektywy czuję, że po prostu wtedy próbowałam spełnić oczekiwania systemu, do którego nie zostałam stworzona. Dzisiaj przytulam do siebie tego dzieciaka, który chciał tworzyć wydarzenia, rozmawiać, tańczyć i występować przed innymi i pozwalam mu wyjść przed szereg. Wiem, że zasłużyłam na bycie sobą. Każda osoba zasługuje.
Tak, to moment na Stylesa:
snem. Lub jego brakiem.
Jedna z osób poprosiła o to, bym powiedziała, jak radzę sobie logistycznie z ogarnianiem dwóch kierunków studiów, projektów (czy już wiecie o Domu Spokojnej Młodości?)… myślę, że pominęła także tutaj budowanie relacji.
Przede wszystkim: wolne chwile poświęcam na relacje. Na wsparcie społeczne. Na budowanie podstaw. To daje spokój.
To pozwala spać w nocy. To poczucie bezpieczeństwa.
Dobrze, że wspomniałam o tej miłości wyżej. Bo pamiętam, że bywały i takie wiosny, kiedy potrafiłam pisać z ukochanymi osobami całymi nocami. Spałam po dwie godziny, bo byłam tak spełniona, pełna dopaminy, radości. Chyba wyrosłam. Nie narzekam. Dziś trochę inaczej muszę nawigować moim życiem. Nie ma w moim domu dziś taty, który w razie czego krzyknie: ZUZKA, WSTAWAJ!
Jak zatem nawiguję moim życiem? Śpię. Porządnie. Po 8 godzin, coś koło tego.
Bo nie da się 24/7. Czytam teraz i zalecam:
Jonathan Crary, 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu
To ważna lekcja z moich lat 20. życia. Pierwsza. Nie można być non-stop. Tryb uśpienia nie istnieje w prawdziwym życiu. Czasem potrzebujemy się po prostu wyłączyć, dla siebie i dla zmiany tych oczekiwań. Wtedy to wszystko nabiera trochę więcej sensu.
Witaj, majowa jutrzenko
W maju obchodzę urodziny. 21. W Stanach Zjednoczonych dopiero stawałabym się pełnoletnia. W Warszawie czuję, że w wieku niemal 21 lat zbudowałam swój dom. W sobie. Tak, by emitować z siebie miłość do wszystkiego tego, co mnie zajmuje od lat. Witaj, majowa jutrzenko, dorosłość nie musi chyba być straszna. Bycie obywatelką nie musi być straszne. Odpowiedzialność nie musi oznaczać lęku.
To wszystko ma sens. Życie ma sens. Serio.
Spokój. Wdech. Wydech. Uf.